„Hodowli węgierskiej, z typu angloarab, wysokości 160 cm, maści – ciemny kasztan, grzywa, ogon, nogi proste jak struny. Pięknie się wynosił i to jak na pokaz. Bardzo proporcjonalnie zbudowany – wydawał się być mniejszym. Mała główka, szerokie czoło – typowy koń wierzchowy. Tęgi w popręgu i dobrze użebrowany, lekki, zwinny, o doskonałych chodach i bardzo wielkiej ambicji – zawsze chciał być pierwszym, za innemi końmi nie chciał iść.
Odbyłem na nim wszystkie potrzeby wojenne od 1918 r. do 1921, a więc front Lwowski, Litewsko-Białoruski i częściowo Litewski. Bojek szarżował pod Zaborzem – Hujczami – Korniami w 1918 roku, w 1919 pod Berdówką, w 1920 pod Perepeczycami. Pierwsze strzały zrobiły na nim wrażenie, ale późniejsze już nie. Ranny pod Berdówką. W roku 1921 brał udział pode mną w wyścigu dystansowym Warszawa – Dzików – Warszawa – 500 km.
W 1925 roku dostałem szczeniaka sukę wyżlicę Blankę, z tą Blanką koń mój Bojek zawarł przyjaźń niebywałą. Pewnego razu wchodzę do stajni i widzę dziwny widok. Oto Bojek trzyma w pysku wyżlicę za skórę i unosi ją delikatnie do góry, stawia na nogi i znowu unosi, i to powtarza kilka razy. Moja wyżlica nie posiada się z zadowolenia i radości, i wtedy, gdy ją postawi na ziemi ona kręci zadem, macha ogonem i podnosi nogę do góry pokazując zęby, jakby prosiła jeszcze raz… jeszcze raz. Stałem jak urzeczony tym miłym obrazem zgody i miłości pomiędzy zwierzakami o różnych gatunkach.
Dzisiaj mam udręki senne – Bojek śni mi się mniej więcej raz na tydzień, zawsze że jadę na koniu ślepym, który posłuszny mi idzie wszędzie, ale bez pewności siebie zbaczając mi z kierunku – jakby wyrzut za to, że to ja go do ślepoty doprowadziłem przez nadmierne wymagania. Na próżno się starałem dowiedzieć, co się z Bojkiem stało w 1939. Podobno odmaszerował z kadrą pułku z Mińska do Garwolina i co dalej nie wiem. W 1939 roku miał 29 lat.”