Waldemar Piasecki, Jan Karski. Jedno życie. Kompletna opowieść. Tom I (1914-1939) Madagaskar.
Wydawnictwo Insignis, 2015
Fragment rozdziału XXXV, ss. 435-436
(…) Chcąc zmienić temat, Janek zapytał, kto jest dziś pierwszym ułanem Rzeczypospolitej.
– Po wyszkoleniu i dowodzeniu? Czy po legendzie? – upewniał się Przybyła.
– Pytam o prawdziwego, a nie malowanego.
– Jak tak, to… pułkownik Zygmunt Piasecki. Lwowski człowiek. Studiował na naszej Politechnice, a potem przeflancował się do naszej Akademii Rolniczej na Dublany. Stąd ma przydomek „Dublańczyk”. Ze Lwowa poszedł prosto do Komendanta Piłsudskiego.
– Gdzie jest teraz? – zapytał student, bo nazwisko słyszał, ale nie potrafił dopasować do jednostki.
– Człowieku, toż to dowódca V Samodzielnej Brygady Kawalerii w Krakowie! Naszej siły uderzeniowej. Od początku z Beliną. Potem dowódca 7. Pułku Ułanów Lubelskich…
– Siódmy, dobrze o tym wiecie, to Beliny drogie dziecię – Janek w ramach rehabilitacji wyrecytował pułkową żurawiejkę.
– To już lepiej… Piasecki to jeździec, jakiego trudno znaleźć, i dowódca, o jakim można marzyć. Kocha konie, a swojemu Bojkowi maluje portrety. Bo i malarz jest do tego wszystkiego.
– Ale do knajpy na koniu nie wjeżdża?
– On by pewnie uważał, że obraża czymś takim… konia.
– To chyba nie przepadają za sobą z Wieniawą?
– Co mają nie przepadać? Wieniawa jest od błyszczenia, Piasecki od… robienia. Jak było w zeszłym roku trzydziestolecie naszej kawalerii, wręczali Marszałkowi honorowy buzdygan polskiej jazdy, obydwaj razem. Oba-cwaj…
Konkluzja, coraz wyraźniejsza po następnych kolejkach czystej Baczewskiego, była taka, że Piasecki to po prostu stworzony przeciwnik Budionnego i jakby jakaś nowa wojna z bolszewikami wybuchła, „panowie się spotkają”. Miał też pomysł, jak Janek mógłby brać udział w przewidywanym spotkaniu. Zwyczajnie powinien być w pobliżu. A na Zakrzówku w Krakowie stacjonuje 5. DAK (Dywizjon Artylerii Konnej).
Czyli:
– Po podchorążówce dadzą ci przydział do jakiegoś dywizjonu. Jak będziesz miał okazję, proś o piąty, a może pójdziesz z Piaseckim na Moskwę… On wnet generałem będzie…
– Z bolszewików lecą kłaki, gdy strzelają nasze DAK-i – podsumowywałstosowną żurawiejką z obowiązkowym refrenem. – Lance do boju, szable w dłoń, bolszewika goń, goń, goń.
(…) Rodził się klarowny obraz kariery wojskowej Jana Kozielewskiego.
Fragment rozdziału XLIV, ss. 642 -643
(…)
Generałowi Bernardowi Mondowi witającemu SPRA na Sowińcu towarzyszył pułkownik Zygmunt Piasecki. Bombardier Kozielewski od razu przypomniał sobie swoje rozmowy z wachmistrzem Przybyłą o tym dowódcy i kawalerzyście. Piasecki przywitał się z komendantem SPRA Filipowiczem i rozpytywał o artylerzystów konnych obecnego rocznika. Natychmiast przywołano Rankowicza, którego Piasecki znał z jakichś zawodów jeździeckich. Kozielewski stał z paroma kolegami i zamiast wozić taczkami ziemię, gapił się na dowódcę V Brygady Kawalerii, dla wielu pierwszego ułana Rzeczypospolitej. Wtem Rankowicz krzyknął: „Kozielewski do mnie!”. Janek szybko pokonał niewielki dystans i zameldował się przepisowo.
– Jesteście bratem pułkownika Kozielewskiego?
– Tak jest!
– Byliśmy razem trzymani w Szczypiornie. Tak jak pański brat byłem ranny. Udawałem szeregowca. Spotykaliśmy się potem wiele razy. On już był w policji, a ja ciągle w kawalerii. Jesteście w 1. plutonie artylerii konnej?
– Tak jest, panie pułkowniku.
– Potem pewnie chcielibyście przydział do 1. DAK-u w Warszawie?
– Melduję, że do 5. w Krakowie.
– Dlaczego? Tak lubicie Kraków?
– Melduję, że byłoby zaszczytem być w jednym garnizonie z panem pułkownikiem oraz w jednym dywizjonie z panem pułkownikiem Józefem Beckiem. Jestem absolwentem dyplomacji Uniwersytetu Jana Kazimierza.
– To ma swój sens. Dyplomatyczny… Życzę powodzenia. No i do zobaczenia w Krakowie – roześmiał się Piasecki.
Wymiana zdań zrobiła na bombardierze wielkie wrażenie. Pułkownik cały czas patrzył Kozielewskiemu prosto w oczy, a ten starał się wytrzymywać jego wzrok. Było to jednak spojrzenie pełne życzliwości i zainteresowania, a nie mające skonfundować i zbić z pantałyku. Piasecki był wtedy postacią niezwykle popularną i poważaną w Krakowie. Prezesował Krakowskiemu Klubowi Jeździeckiemu, organizował akcje pomocy sierotom, znana była jego pasja malarska. Mówiło się, że kupuje pałac pod Krakowem. Jego arystokratyczna charyzma rzucała się w oczy i różniła go od hucpy większości sanacyjnych pułkowników. Nie miałem wątpliwości, że pod takim dowódcą chciałbym służyć…. – wspominał po latach Jan Karski.
Kiedy podczas okupacji miał sobie wybrać pierwszy pseudonim konspiracyjny, bez wahania odpowiedział pytającemu: Piasecki.