Szarża na wieś Kornie koło Rawy Ruskiej

FRONT UKRAIŃSKI, 1918

26 grudnia, w dzień Bożego Narodzenia 1918  roku, 1 szwadron 7 Pułku Ułanów, pozostający pod moim dowództwem, otrzymał rozkaz zaatakowania i wyrzucenia oddziału ruskiego ze wsi Kornie. Po pewnej chwili dały się słyszeć strzały od południa: to pluton własnej piechoty rozpoczynał atak. Rozumować nie bylo potrzeby; rozwinąłem szwadron w tyralierkę i zaczęliśmy się posuwać w śniegu po kolana, stępem z początku, pod rzadkim obstrzałem. Gdy obejrzałem się, aby skonstatować straty i ujrzałem oficerów galopujących przed plutonami, krzyknąłem do Haczyńskiego jadącego tuż za mną, aby mnie na czele zastąpił, ja zaś zawróciłem, aby wprostować [szyk] i zrobić porządek z lewej. Podczas gdy się Haczyński ze mną zastępował, został ciężko ranny. Dwie ekrazytówki strzaskały mu kość udową. Można było być pewnym, że wielu oficerów [znalazłszy] się nagle w tej pozycji, pozostałoby na miejscu i starałoby się zsiąść albo nawet zwalić z konia, czasem nawet nie można by się dziwić. Rotmistrz Haczyński nie tylko że tego nie zrobił, ale aby nie spaść z konia złapał go za szyję i tak galopując naprzód starał się przykładem własnym i krzykiem komendy dawać przykład podkomendnym. I tak, w więcej niż ciężkich warunkach wykonał mój rozkaz do ostatka, przejechał przez okopy i dopiero przy pierwszych chałupach, gdy szwadron się spieszył, żeby atakować pieszo opłotkami wsi, pozwolił się z konia zsadzić prawie będąc bez przytomności. Rotmistrz Haczyński (…) wskutek tej rany zdrowiał rok cały w szpitalu. po powrocie na front był znowu ranny ciężko… Nigdy nie zawiódł, ani na swojej ofensywności i zdecydowaniu nie stracił.